W 1758, w Kielcach, na śmiertelnym łożu spoczął biskup krakowski, Andrzej Stanisław Załuski. Niektórzy w jego otoczeniu patrzyli na agonię z żalem ale też z nadzieją.
No cóż, życie nie znosi próżni. Śmierć biskupa krakowskiego umożliwiała otrzymanie nominacji na to ważne stanowisko nowej osobie.
Na biskupstwo krakowskie liczyli przedstawiciele rodów Sołtyków i Wodzińskich, piastujący wysokie stanowiska w Kościele..
Ponieważ o królewski podpis na nominacji nie można było wystąpić za życia urzędującego biskupa, przedstawicieli obu rodzin czuwali przy łożu konającego, z uwagą obserwując pierś poruszaną ostatnimi oddechami.
Gdy biskup Załuski wydał ostatnie tchnienie, rozpoczął się swoisty wyścig – którego rodu przedstawiciel dotrze pierwszy do króla jegomości Augusta III, przebywającego w Warszawie.
Wodzińscy rozstawili jeźdźców pomiędzy Kielcami i Warszawą. Gdy biskup krakowski zmarł, umyślny ruszył galopem w kierunku stolicy. Kolejni jeźdźcy przekazywali wiadomość dalej.
Zwyciężyli jednak Sołtykowie a to dlatego, że byli sprytniejsi i zastosowali najnowsze osiągnięcia techniki. W tym wypadku – artylerię.
Pomiędzy Kielcami a Warszawą ustawili działa, wystrzałem przekazujące informację o braku obsady na stanowisku biskupa krakowskiego.
Gdy goniec Wodzińskich dotarł do Warszawy, królewski atrament na nominacji biskupa Kajetana Sołtyka już dawno wysechł.
Jako biskup krakowski, Sołtyk mógł rezydować w Warszawie niedaleko Zamku Królewskiego, w Pałacu Biskupów Krakowskich na rogu Senatorskiej i Miodowej.
Budowę pałacu w tym miejscu, na początku XVII wieku, rozpoczęła żona Zygmunta III Wazy, księżna Konstancja. Od początku jej zamiarem było przekazanie rezydencji na rzecz kapituły krakowskiej. Budowa jednak przeciągała się.
Ostatecznie, w roku 1635, niedokończony gmach, z zastrzeżeniem, że przeznaczony jest dla biskupów krakowskich, przekazał kapitule król Władysław IV.
„Inwestorem” kończącym budowę został biskup Jakub Zadzik.
Pałac, zniszczony w czasie „Potopu”, odbudowano na polecenie biskupa Andrzeja Trzebickiego.
Na początku lat sześćdziesiątych XVIII wieku, biskup Kajetan Sołtyk zainicjował gruntowną przebudowę pałacu w stylu barokowym.
Elementem wyróżniającym rezydencję było nadzwyczaj wysokie pierwsze piętro.
Po III rozbiorze pałac nie był już biskupom krakowski potrzebny i przeszedł na własność rządu pruskiego.
Władze Królestwa Polskiego, nie bardzo wiedząc, co mają z tak okazałym gmachem zrobić, w roku 1823 wystawiły go… na loterii.
Połowę szczęśliwego losu nabył Natan Morgenstern z Sandomierza, druga połowę – trzej starozakonni z Końskowoli.
Od nich pałac odkupili mieszczanie warszawscy – Czaban i Piotrowski. Ostatecznie Łukasz Piotrowski spłacił Tomasza Czabana, a pałac kazał przebudować na kamienicę czynszową.
W trakcie tej przebudowy, wysokie pierwsze piętro, podzielono na dwie kondygnacje.
Z czasem gmach utracił swój, znany z obrazu Belotta, pałacowy wygląd, zamieniając się w jeszcze jedną czynszową kamienice.
We wrześniu 1939 roku budynek spłonął, a w czasie Powstania Warszawskiego runęły mury.
Po wojnie pałac odbudowano, przywracając wygląd, jaki nadano mu na polecenie biskupa Kajetana Sołtyka. Zachowano jednak podział pierwszego piętra na dwie kondygnacje. Przy odbudowie posłużono się, między innymi, obrazem Belotta.
Pałac przeznaczono na cele biurowe.
W roku 2010 gmach został zwrócony potomkom przedwojennego właściciela, Edwarda Piotrowskiego.
Szczególną ciekawostką związaną z pałacem, są gaśniki czyli relikt braku oświetlenia warszawskich ulic. W takich właśnie gaśnikach, co nie będzie zapewne zaskakujące, w przeszłości gaszono pochodnie przed przekroczeniem pałacowej bramy.
W Warszawie zachowały się trzy pary gaśników – przed pałacami Raczyńskich na Długiej, Branickich na Miodowej 6 (od strony Podwala) i właśnie na Miodowej 5.
*Arek*
https://www.facebook.com/ArktourWHU
http://www.zwiedzajznami.com.pl/