Nowy wjazd na most Poniatowskiego, zwany popularnie „ślimakiem”, to już trzeci w stolicy obiekt tego rodzaju.
Pierwszym był „ślimak” przy Karowej, projektu Stanisława Szyllera, wciąż jeszcze spełniający swe zadania, choć może już nie tak ważne, jak dawnymi laty.
Jego dzieje są ciekawym przykładem zmian w społecznej topografii miasta. Kiedyś musiał być pilnie potrzebny, jeżeli zdecydowano się na takie kosztowne rozwiązanie komunikacyjne.
Przed półwieczem tysiące nici wiązały najruchliwszą wówczas arterię – Krakowskie Przedmieście i Nowy Świat – z gęsto zaludnionym Powiślem.
Tam, nad rzeką, mieściły się liczne składy towarowe i magazyny materiałów budowlanych.
Wisła była drogą transportową o dużym znaczeniu gospodarczym.
W początkach naszego stulecia i krypty wiślane miały 60 – procentowy udział w zaopatrywaniu Warszawy.
Tędy dowożono zboże do młynów, drewno do tartaków, jęczmień do browarów, owoce, warzywa i cegły. Ale już przed ostatnią wojną Warszawa zaczęła odwracać się od Wisły. Zaniedbano transport rzeczny, dowóz i magazynowanie towarów przejęły niemal w całości koleje.
Ulicę Karową zaczęto zaliczać do bocznych i cichych, o czym świadczy ulokowanie tu dwóch szpitali.
Krótki okres renesansu przeżywał „ślimak” w latach 1945 – 1946. Tędy wiodła droga do jedynego wtedy mostu – drewnianego „wysokowodniaka”.
Gdy Wisła zabrała most wysokowodny, „ślimak” zaczął dogorywać.
Konstrukcja mostu groziła zawaleniem. Zastanawiano się poważnie nad możliwością rozbiórki. Przeważyły jednak głosy przewidujące rozbudowę Powiśla i „ślimak” został gruntownie wyremontowany.
Żródło” „Pożegnania warszawskie” (1971). J.Kasprzycki, M.Stępień.
Grafika M.Stępień (1966), Fot. Tyg.Stolica (1964).
*Marcin.*