Wiele dobrze rokujących karier kończy się katastrofą. W tym jednak wypadku zagrożona kariera pisarska rozwinęła się za sprawą katastrofy.
Rzeczona katastrofa wydarzyła się 13 lipca 1900 roku niedaleko miejscowości Włochy, dzisiaj będącej jedną z dzielnic stolicy Polski.
Tego dnia na siódmej wiorście za Warszawą doszło do czołowego zderzenia dwóch pociągów. Był to w tamtym czasie jeden z bardziej spektakularnych wypadków kolejowych szeroko opisywany przez ówczesną prasę.
W wyniku zderzenia śmierć poniosło pięć osób a trzydzieści zostało rannych.
Zanim przybyła pomoc do akcji ratunkowej przystąpili ci, którym szczęście dopisało i nie odnieśli obrażeń lub byli tylko lekko ranni. Jednemu ze spontanicznych ratowników poświęcimy kilka słów.
We wczesnej młodości nie był wzorowym dzieckiem. Mimo, że rodzice liczyli na wspaniały rozwój bezpiecznej i stabilnej kariery organisty chłopak szybko doszedł do wniosku, że nie takiej przyszłości oczekuje.
Ponieważ nauka specjalnie go nie pociągała, a nauka gry na organach w szczególności, rodzice zdecydowali się wysłać go z małego Tuszyna do wielkiej Warszawy, by zdobywał wiedzę i umiejętności w szkole krawieckiej.
Zdobywał choć bez zapału, a w roku 1883 wyzwolił się na czeladnika szyjąc frak.
Spróbował kariery aktorskiej ale rodzina uznała, że to nie jest to właściwy kierunek w życiu młodego człowieka i załatwiła mu posadę pracownika Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej.
Pracował zatem jako niższy funkcjonariusz kolejowy na małych stacyjkach w Rogowie, Krosnowej, Lipcach. Na chwilę porzucił pracę na kolei by odbyć nowicjat w klasztornych murach i znów powrócił na małe stacyjki.
Jako, że częściej sięgał po pióro niż po igłę, zdecydował się żyć z pisarstwa. Porzucił małe miejscowości i powrócił do Warszawy.
Pisał coraz więcej a informacje o wydaniu kolejnych utworów można znaleźć w ówczesnej prasie.
W roku 1899 wiele sobie obiecywał po właśnie wydanej w dwóch tomach powieści „Ziemia obiecana” jego autorstwa ale brak środków do życia stanowił nieustającą przeszkodę w całkowitym poświęceniu się literaturze.
I wtedy właśnie wydarzyła się katastrofa na siódmej wiorście za Warszawą… .
Jak mniemam, wszyscy domyślili się nazwiska niesfornego młodziana. Tak, to Stanisław Władysław Rejment. Jako, że nazwisko uznał za mało literackie, zmienił je na Reymont, a kolejność imion przestawił.
Reymont znalazł się w jednym z pociągów w towarzystwie dziennikarza Jana Gadomskiego i jego siostry Teofili. Gadomski wyszedł z katastrofy żywy. Teofila nie miała tyle szczęścia. Była jedną ze śmiertelnych ofiar katastrofy.
Władysław Reymont pomagał wydobywać rannych. Nagle sam zaczął się słaniać i trzeba było odwieźć go do Szpitala Praskiego.
Tu w życiu pisarza pojawia się dobra wróżka nosząca nazwisko Jan Roch Raum i piastująca stanowisko lekarza Szpitala Praskiego.
Mimo, że sam Reymont pisał w listach do przyjaciół o pękniętym żebrze i urazach nóg doktor Raum sfałszował dokumentację medyczną wpisując „pęknięcie dwunastu żeber”.
Prawdopodobnie doktor Raum był wielbicielem twórczości Reymonta i postanowił pisarzowi nieco ułatwić życie.
Przyszły noblista najmuje adwokata i występuje do dyrekcji Kolei Warszawsko-Wiedeńskiej o odszkodowanie za utracone korzyści przyszłe, gdyż nie wiadomo, jak uraz odbije się na jego talencie i czy nie straci zdolności pisarskich.
Kolej należała do tych nielicznych instytucji w których przeważającą większość urzędników stanowili Polacy. Sprawa zostaje najprawdopodobniej załatwiona polubownie ponieważ ówczesna prasa nie wspomina o procesie i rodakowi przyznano odszkodowanie w wysokości 38 500 rubli.
(Dla porównania – dentysta zarabiał w tamtym czasie 150 rubli rocznie, prezydent Warszawy – 3750 rubli a garniec wódki (około 4 litrów) kosztował 6 rubli).
Taki zastrzyk gotówki pozwala pisarzowi ustabilizować życie. Spłaca długi, normuje sprawy sercowe i zabiera się za „Chłopów”. Pracowicie zapisuje 1200 stron za które otrzyma w roku 1924 Literacką Nagrodę Nobla.
Gdyby nie wyłudzenie, bo nie bójmy się tego słowa użyć, nigdy nie powstała by powieść nagrodzona przez Szwedzką Akademię Nauk.
Gdyby nie katastrofa i doktor Raum pisarz nie mógłby wyłudzić odszkodowania.
Władysław Reymont zmarł 5 grudnia 1925 roku i jako pierwszy spoczął w Alei Zasłużonych na Starych Powązkach. Jego serce wmurowano w filar kościoła pod wezwaniem Świętego Krzyża na Krakowskim Przedmieściu.
O katastrofie i „przyczynku” doktora Rauma do rozwoju wspaniałej kariery pisarskiej mało kto pamięta.
*Arek*
https://www.facebook.com/ArktourWHU

Serce Władysława Reymonta wmurowano w filar kościoła p.w. Świętego Krzyża obok serca Fryderyka Chopina.

Serce Władysława Reymonta wmurowano w filar kościoła p.w. Świętego Krzyża obok serca Fryderyka Chopina