O tym, że kobieta lubi być obsypywana prezentami, powinien wiedzieć każdy mężczyzna. Wiktorię Kawecką hojnie obdarowywał niejeden, a że prezenty były nietypowe, stały się przyczynkiem do przypomnienia tej postaci.
Wiktoria Kawecka była niezwykle popularną w Warszawie śpiewaczką, występującą na scenie na przełomie XIX i XX wieku.
14 lutego 1893 zadebiutowała w operetce Karola Millöckera „Student żebrak”. Krytycy pisali o niej, że jest niezwykle uzdolniona muzycznie, co, w połączeniu ze świetnym warsztatem technicznym, sprawiło, że w roku 1898 została primadonną Operetki Warszawskiej. Od 1901 występowała w Teatrze Nowości – teatrze operetkowym.
Gdy w roku 1909 na deskach sceny Teatru Nowości pojawiła się „Mesalka” czyli Lucyna Mesal, Kawecka nie zdecydowała się na walkę z młodszą konkurentką i dyskretnie odsunęła się w cień.
Przeniosła się do Sankt Petersburga. Błyskawicznie podbiła serca rosyjskiej publiczności. W 1913 roku występowała na scenie londyńskiego teatru „Opera house”.
Do Warszawy wróciła po wybuchu Rewolucji Październikowej i znów publiczność mogła słuchać jej głosu.
Dziennikarze pisali o niej jako o „warszawskim słowiku” lub… „królowej brylantów”. I w ten sposób doszliśmy do prezentów dla primadonny.
Jak każda sceniczna gwiazda, Kawecka posiadała rzeszę wielbicieli i adoratorów, zabiegających o jej względy i obsypujący obiekt uwielbienia podarunkami.
Ponieważ powszechnie znana była jej miłość do brylantów, dobrze widziani byli tacy adoratorzy, którzy, do przesłanego kosza kwiatów, byli łaskawi dołączyć niewielki brylancik.
Śpiewaczce udało się zgromadzić całkiem sporą kolekcję tych szlachetnych kamieni i stąd właśnie wzięło się prasowe określenie „królowa brylantów”.
Do brylantów nie udało się nam dotrzeć, aczkolwiek pracujemy nad tym, ale jeden z prezentów dla śpiewaczki operetkowej pokazywaliśmy podczas wycieczki po Ujazdowie. Można go nie tylko zobaczyć ale również z niego skorzystać.
Bardziej oryginalni wielbiciele starali się pozyskać względy gwiazdy, wychodząc poza brylantowy schemat i, na przykład, cukiernik Edmund Gwizdalski podarował jej… nową willę w Skolimowie koło Konstancina. Zapewne gwiazda zwróciła na niego uwagę, bo prezent rzeczywiście nieco się wyróżniał.
Nie wszyscy adoratorzy natomiast grzeszyli taktem – pewien generał armii austro-węgierskiej podarował Wiktorii Kaweckiej… wagę.
Być może była to aluzja, że powinna przestać zadawać się z cukiernikiem i poddać dyscyplinie wojskowej.
Wiktoria Kawecka prezent przyjęła, czy bliżej zaprzyjaźniła się z generałem, nie wiemy, natomiast wiemy, że waga przez około siedem lat zdobiła jej apartamenty w Petersburgu, Wilnie i Bukareszcie.
Potem Kawecka podarowała wagę kuzynce, Henryce Matysiak.
Waga nie była egzemplarzem łazienkowy, który łatwo schować w szafce – została wyprodukowana w 1898 roku, przez Lubelską Fabrykę Wag, na Wystawę Światową w Paryżu, w 1900 roku.
Gdy trafiła w ręce pani Matysiakowej, ta postanowiła rozwinąć niewielki, jak byśmy to powiedzieli językiem współczesnym, biznes w oparciu o niezwykły podarunek.
Wykupiła dwa metry kwadratowe terenu przy najbardziej uczęszczanej alejce Parku Ujazdowskiego, wybudowała dla wagi specjalny domek i w roku 1912 zaczęła odpłatnie ważyć spacerowiczów.
Waga przetrwała Powstanie Warszawskie. Zniszczony został jedynie domek, w który się znajdowała. Po wojnie odnaleziono ją na terenie parku i zwrócono właścicielom.
Kuzyn Henryki Matysiak odbudował domek i waga znów zaczęła służyć warszawiakom. Jej obecny właściciel jest dalekim krewnym pani Henryki.
Przez ponad sto lat waga znajduje się w tym samym miejscu i każdy, jeśli jego masa nie przekracza 150 kilogramów, może z urządzenia za niewielką opłatą skorzystać. A na wadze siadały, bo ważenie odbywa się w pozycji siedzącej, osoby znane z kart historii – między innymi, marszałek Józef Piłsudski czy generał Charles de Gaulle.
Z wagi nie można korzystać w soboty – w pozostałe dni tygodnia jest czynna, w pogodne dni, od maja do września, zazwyczaj w godzinach 13.00-16.00.
Niezwykły prezent przetrwał sławę obdarowanej i dzisiaj chętnie korzystają z niego kolejne pokolenia Warszawiaków, nie pamiętające o primadonnie sprzed stu lat.
W roku 2004 jedną z warszawskich ulic nazwano jej imieniem, a sama Wiktoria Kawecka spoczywa wraz z mężem na Cmentarzu Powązkowskim i nadal przyciąga uwagę, występując ostatni raz na nagrobnym pomniku.
*Arek*